Deficyt kaloryczny brzmi jak dość straszne sformułowanie, które zakłada wszystko to, czego najbardziej boimy się na diecie – głodowanie. Jednak to wcale nie o to chodzi. Choć, trzeba przyznać, deficyt jest nam potrzebny, by osiągnąć upragniony cel – pozbycie się nadmiaru tkanki tłuszczowej. O co zatem chodzi z tym całym deficytem kalorycznym i co zrobić, by nie przesadzić?

Zapotrzebowanie kaloryczne

Każdy z nas posiada konkretne zapotrzebowanie kaloryczne, uzależnione od wieku, płci, wykonywanej pracy czy ogólnego stylu życia. W zależności od tego musimy zatem dobierać sobie spożywane dziennie kalorie, które pozwolą nam dobrze rozpocząć dzień i zapewnić organizmowi możliwość przeprowadzenia wszystkich niezbędnych procesów, w tym na przykład oddychania. Dlatego zapotrzebowanie kaloryczne musi pokryć przede wszystkim Podstawową Przemianę Materii – najmniejszą ilość kalorii, jaką spożywamy, by podtrzymać funkcje życiowe. Tak, wiemy, to brzmi dość strasznie. Całkowita Przemiana Materii z kolei to kalorie, które spalamy w trakcie dnia podczas chodzenia, ćwiczeń czy pracy. Jeśli dostarczamy ich więcej – tyjemy. Jeśli mniej – chudniemy. To takie proste.

Redukcja a przemiana materii

Istnieje jednak spora różnica pomiędzy zredukowaniem liczby przyjmowanych kalorii a głodzeniem się. Podczas niewielkiej różnicy kalorycznej, na przykład o 200 czy 300 kilokalorii, organizm nie odczuwa, że czegoś mu brakuje. Jeśli jednak drastycznie ograniczymy spożywane posiłki, szybko zauważymy, że wcale nie zaczynamy chudnąć. Właśnie w taki sposób nasze ciało broni się przed czasami głodu, które według niego nastały. Zamiast oddawać energię, zaczynamy ją gromadzić. Byle tylko zapewnić sobie tyle, ile potrzeba do zaspokojenia Podstawowej Przemiany Materii.

Redukujmy zatem, chociaż z głową. W tym celu najlepiej poradzić się dietetyka. Wybierając odpowiednią dietę pudełkową warto zwrócić uwagę na cateringi specjalizujące się w dietach redukcyjnych.